Znacie historię FISu? Pamiętacie, jak to się zaczęło? Z przyjemnością wracamy do tych wspomnień, dlatego opowiemy Wam jak to było 🙂 Łapcie kubek z herbatą/kawą, usiądźcie wygodnie i posłuchajcie historii z perspektywy Anety…
Wszystko zaczęło się od jednego telefonu.
Wiosną 2011 roku szukałam dla siebie zajęć. Potrzebowałam czegoś spokojnego i nagle trafiłam w sieci na informację, że można dołączyć do grupy pilates prowadzonej przez… Michała Jaszczura.
TAK! Ta historia zaczyna się właśnie od męża naszej Asi.
Od razu do niego zadzwoniłam. Niestety usłyszałam wtedy, że zajęcia już się nie odbywają, że sprawa jest nieaktualna. I to musiał być TEN moment, kiedy coś zaczęło kiełkować.
Zebrałam się w sobie i po namyśle powiedziałam Piotrkowi, że chciałabym spróbować czegoś, o co nikt by mnie nie podejrzewał. Chciałabym otworzyć klub fitness. Piotrek był bardzo zdziwiony:
– Dlaczego? Przecież Ty w szkole w ogóle nie lubiłaś WF-u.
– To prawda – odpowiedziałam – ale chciałam zapisać się na pilates i nie mogę, bo nie ma w Płońsku ŻADNEGO klubu fitness, a to może oznaczać, że mamy szansę stworzyć coś nowego. A przy okazji sobie poćwiczę.
– Mhm, Ty i ćwiczenia, już to widzę. – Piotrek nie bardzo wierzył w to, co powiedziałam.
Mijały miesiące i zapomnieliśmy o tej rozmowie. Temat wypłynął dopiero wczesną jesienią, kiedy Piotrek rozstał się z firmą, w której pracował kilka lat.
Zaczęliśmy się zastanawiać, co dalej. To był czas, kiedy musieliśmy zdecydować, czy zostajemy w Płońsku czy próbujemy zbudować swoje życie w jakimś innym mieście.
Rozważaliśmy wyjazd do Warszawy i do… Reykjaviku. Coś nas tutaj jednak zatrzymywało.
Postanowiliśmy, że spróbujemy „z tym fitnessem”, a jeśli to się nie uda, wyjedziemy. Zaczęliśmy się intensywnie uczyć. Przez kilka miesięcy poznawaliśmy rzeczy, o których do tej pory nie mieliśmy pojęcia.
Obłożeni książkami, materiałami branżowymi i ustawami siedzieliśmy na łóżku i tworzyliśmy dla Was szkielet przyszłego klubu. Pozostawał jeden drobny problem – nie mieliśmy póki co odpowiedniego lokalu.